Baran
Choć rzadko wpada w nałóg, to od czasu do czasu lubi sobie zdrowo golnąć. Zwala się bez zapowiedzi znajomym na głowę, osusza cały barek, zapaskudza łazienkę, a nazajutrz na wielkim kacu ma pretensje, że go upili. Gorzej, jeśli ochota „na jednego” dopadnie go w jakimś barze lub hotelu. Już po drugim kieliszku dosiada się do sąsiedniego stolika i błyskawicznie wchodzi w rolę wodzireja.
Zachowuje się przy tym jak zwierzę. Pije z gwinta, czka, oblewa sobie gors, wydziera się, przekrzykując wszystkich. A gdy mu ktoś zwróci uwagę, gotów przyłożyć. Bo Baran po kieliszku dostaje małpiego rozumu, lepiej więc nie wchodzić mu w drogę. Awanturuje się, poucza kelnerów, usiłuje tańczyć na stole i kradnie drobne babci klozetowej. Szasta pieniędzmi, stawiając kolejkę za kolejką – nawet jeśli nie ma już za co. Na drugi dzień ma kaca – nie tylko alkoholowego, ale także moralnego. Szczególnie, gdy podliczy, ile szmalu przepuścił na popijawę.
Pani Baran po alkoholu robi się strasznie napalona. Traci zupełnie zdrowy rozsądek, bo (nagi) instynkt bierze górę. O brzasku chyłkiem ucieka z łóżka, w którym obok siebie odkryła dziwnego, zarośniętego faceta.
Byk
Gdyby sam miał płacić za każdy wypity kieliszek, popadłby w abstynencję, choć bardzo lubi wypić i zakąsić. Na szczęście natura dała mu nosa do wyczuwania okazji na odległość. Na wszystkich przyjęciach, imieninach, rautach i promocjach roi się więc od Byków obojga płci walczących przy półmiskach o każdy kęs i co lepsze markowe wina. Bo w gościach Byk byle czego do ust nie weźmie, choć w domu kaszankę piwskiem zapija.
Jeśli Byk postawi ci kielicha, miej się na baczności – na pewno chce cię upić i wykorzystać. Sam prawie nigdy się nie upija. Najbardziej zaś przykry jest mu widok kelnera z rachunkiem. W obawie, by nie dostać zawału, znika zwykle przed płaceniem.
Bliźnięta
Mleko matki szybko zamieniają na coś mocniejszego i natychmiast stają się smakoszami trunków. Z niejednego pieca chleb jadają, z niejednej butelki piją. Spróbować muszą wszystkiego, bo po paru głębszych lepiej się im gada. Smętnych nad pustym kieliszkiem raczej Bliźniąt nie spotkasz. Nie lubią też siedzieć długo przy jednym stole. Chętnie więc ruszają w rajd po barach, knajpach i restauracjach. Nigdy nie wiadomo, z kim i gdzie wylądują.
Co dziwne, nazajutrz świetnie pamiętają, o czym i z kim gadały, i gdzie je diabli zanieśli. Do domu zapraszają niechętnie, bo nienawidzą zamieszania z gotowaniem i sprzątaniem. A przecież samej półlitrówki na stół postawić nie wypada. Ciekawe, że choć czasem Bliźnięta pochłaniają olbrzymie ilości napojów wyskokowych, właściwie nigdy się nie upijają. I bywa, że do późnej starości nie wiedzą, co to kac.
Rak
Na przyjęciach zawsze zjawia się z liczną rodziną, która rzuca się na stół, jakby nie jadł od tygodnia. Z tego powodu mało kto go zaprasza. Ale że biesiadowanie to żywioł Raka, sam chętnie zaprasza krewnych, przyjaciół i znajomych, oczywiście z całą rodziną i koniecznie z dziećmi. Tyle, że goście siedzą o suchym pysku, bo paroma kanapkami i jedną butelką wszystkich trudno obdzielić. Kto go zna, zjawia się więc przezornie z własnym antałkiem, garnkiem bigosu lub sałatki jarzynowej.
Rak za kołnierz nie wylewa. Jeśli wątroba jeszcze nie wysiadła, spija wszystko – od wiśniówki po babci, po spirytus do czyszczenia okularów. Przy stole łatwo się wzrusza, śpiewając przez łzy „Dałabym ci buzi, dała” i obraża się na amen, jeśli zwrócisz uwagę, że fałszuje.
Po paru głębszych wpada w doskonały humor, opowiada kawały i pikantne anegdoty, robi striptiz na stole, podszczypuje biesiadników, nie odróżniając przy tym żony od szefa, i w ogóle wygłupia się nieprzyzwoicie. Dopóki nie zmiękną mu nogi. Wtedy zwała się w kącie i zasypia w sekundę jak kamień.
Lew
Lew nie je, lecz konsumuje, nie pije, tylko wznosi toasty, nie bywa, ale jest podejmowany. W życiu nie splamiłby się pociąganiem z gwinta lub – co gorsza – z musztardówki. Zaprosisz go na jednego, będzie się krzywił: Nie z takich kieliszków piłem u prezydenta, a w ambasadzie włoskiej... Tam dopiero wino dawali! Gdy mu nieco zaszumi w głowie, jest gotów przysiąc, że biesiadował z Chrystusem w Kanie Galilejskiej. Kiedy w końcu Lwu zaschnie w gardle, zechce je czymś zwilżyć.
Uważaj jednak, byś potem, na raty, nie musiał spłacać za niego rachunku. Dlatego, zamiast Lwa gościć, bezpieczniej jest przyjąć jego zaproszenie – uwielbia stawiać, bo chce się pokazać. Po paru głębszych bez mrugnięcia oka płaci za wszystkich. Wiedzą to doskonale Raki, Ryby, Koziorożce, Byki, a także kelnerzy i partnerzy Lwów.
Panna
Na ogół boli ją głowa albo żołądek. Przysięga więc, że z alkoholi pije tylko krople Inoziemcowa. Rozgłasza, że za knajpami nie przepada, bo obrusy tam niedoprasowane, sztućce niedomyte, goście jedzą za głośno i podpici gadają od rzeczy, a kelnerzy chrzczą wódkę. A jak oszukują na rachunkach... i tak rozwodząc się nad błędami innych, łapie z nerwów za butelkę żytniej, pociągając łyk za łykiem.
Gdy Panna się upije – a łatwo jej to przychodzi – lepiej jej w drogę nie wchodzić. Bo, choć trudno w to uwierzyć, staje się jeszcze marudniejsza niż zwykle. Gdy wytrzeźwieje, wpada w depresję. Nie wiadomo, czy dlatego, że żal jej wszystkich głupstw, których po pijaku nie zrobiła, czy rozpacza, że znów na trzeźwo musi znosić świat pełen niedoskonałości.
Waga
Choć nie odróżnia smaku wina czerwonego od białego, robi wrażenie wytrawnego enologa. Z odgiętym rasowo palcem krąży wśród biesiadników. Chętniej jednak nalewa innym niż sobie. Publicznie się bowiem nie upija. Wie, że po kielichu język się jej plącze, nos czerwienieje, oczy puchną i łatwo traci resztkę rozumu. Z wdziękiem więc opowiada o rzeczach, o których nie ma zielonego pojęcia.
Już po chwili wszystkim głupio, że krewetki zapijają rosyjskim szampanem. Maniery Wag obojga płci robią wrażenie. Jakoś nie wypada śpiewać „Góralu, czy ci nie żal” przy takiej personie. Zabawa robi się sztywna jak nieboszczyk w lutym. A Waga dyskretnie wymyka się do domu i w samotności obala siwuchę podwędzoną gospodarzom.
Skorpion
Gdy inni pociągają czystą, on żąda szampana z mlekiem kokosowym i sosem tabasco. Gdy go częstują dwudziestoletnią whisky, wyciąga zza pazuchy siwuchę. Uwielbia bowiem prowokować – także przy kielichu. Za wielkimi imprezami nie przepada. Jeśli już da się zaciągnąć na przyjęcie, siada uprzejmie z boku i oczami niczym rentgen przeszywa na wskroś biesiadników.
Przed nim nic się nie ukryje. Już po chwili będzie wiedział, kto komu nadepnął na nogę i czyje ręce splatają się pod obrusem. Ale z wolna się rozkręca. Przy drugiej butelce wina zaczyna podszczypywać sąsiadkę i opowiadać świńskie kawały. Pani Skorpion napiera biustem na pierwszego lepszego faceta, a może nawet zechcieć się rozebrać.
Przy trzeciej wdaje się z szefem w kłótnię na tematy polityczne. Przy czwartej beszta gospodynię, że przypaliła pieczeń i żałuje mu alkoholu... Jeśli ściągnie ze stołu obrus, należy dziękować Bogu. Mógłby bowiem wbić widelec nie w szynkę, a w czyjś pośladek. Po wódce na wszystko go stać.
Strzelec
Niewiele je, tęgo popija i z każdym kieliszkiem coraz to pieprzniejsze kawały opowiada. Toteż wzięcie ma niczym karp na Boże Narodzenie – wszyscy go zapraszają i moczą w wódzie. Jeśli więc z mordowni za rogiem dobiegają salwy śmiechu – jak nic Strzelec przy piwie bawi okoliczne moczymordy.
Jeśli na wytwornym przyjęciu po stole hasa mocno rozebrana dama – z całą pewnością jest to świeża znajoma Strzelca zgarnięta spod hotelu lub dworca. Pani Strzelec, z kolei, zdolna jest przywieźć do domu koleżków z monopolowego i przedstawić mężowi. Tak czy inaczej, każdy Strzelec lubi i wypić, i zabawić się.
Czasem po paru głębszych ogarniają go wyrzuty sumienia i postanawia iść do spowiedzi. Ale trafia do izby wytrzeźwień. Wtedy rodzina się modli – z radości, że zaginął – i prosi Boga, by się nigdy nie odnalazł.
Koziorożec
Nic mu nie smakuje, więc niewiele je i jeszcze mniej pije. W młodości chudy i skrzywiony, bo odżywia się wyłącznie kiełkami i źródlaną wodą. Dopiero w wieku średnim przychodzi mu apetyt i zaczyna jeść z zapałem. Gotów jest nawet wypić to i owo. Posmakowawszy wódeczki czy piwa (w winie raczej nie gustuje ze względu na wrażliwy żołądek), staje się jakimś cudem mniej ponury i kościsty niż zwykle.
Z czasem tłumaczy się, że pije, bo go to rozgrzewa – i coraz częściej sięga po butelkę. Być może to jest powodem znaczących zmian w jego życiu. Po czterdziestce Koziorożec chętniej zdradza własną żonę i opowiada kawały – a nawet się z nich śmieje. Bez względu na to, co i ile wypił, nigdy nie ma kaca!
Wodnik
Uwielbia eksperymentować. Szczególnie w młodości. Wszelkie koktajle to jego specjalność. Poi nimi siebie i znajomych. A że nie zakąsza, urzyna się natychmiast. Czyj żołądek zniósłby wódkę z grzanym piwem i koniakiem zakropionym szampanem? Ale ciekawość świata i smaków wciągnie Wodnika, niezależnie od płci, w każdy alkoholowy eksperyment.
Po czterdziestce nadwyrężona wątroba każe mu ograniczyć trunki do czystej wódki zmrożonej na gęsto. To wszystko, co może zrobić dla zdrowia, bo rozstanie się z kieliszkiem przychodzi mu z dużym trudem. Nie upija się na umór, ale dobrze podchmielony jest specem od skandali: zagląda paniom pod spódnice, myli palmę z toaletą, usiłuje podpalić kota.
Nazajutrz oczywiście niewiele pamięta – bo nie chce. Klina też sobie strzela z zimnej wódki. W nałóg prawie nigdy nie wpada. To byłoby zbyt nudne, nie mówiąc już o tym, że coraz to nowe eksperymenty wymagają przecież trzeźwości umysłu.
Ryby
Przysięgają, że już sam widok wódki budzi w nich obrzydzenie. Że pić nie mogą, bo puchną im po tym stawy i wysiada żołądek. Trzeba Ryby długo prosić, żeby skosztowały kropelkę. Gdy już umoczą usteczka, od butelki ich nie oderwiesz. Podpite recytują wiersze, przemawiają, śpiewają solo nieproszone i pokazują bliznę po wycięciu ślepej kiszki.
Tkwią przy barze, dopóki jest na nim coś, co się da wypić. Nazajutrz mają kaca giganta. Trzeba się nad nimi litować, okładać kompresami, karmić ogórkową lub barszczem. Ale bywa, że biegną prosto do barku i łapią za butelkę – jeśli w niej jeszcze coś zostało. Widok Ryb pływających od rana jest bowiem najzupełniej naturalny.
fot. unsplash