Marzena Czuba: Kim jest Królowa Dramatu, Królowa Dram? Różnie się taką osobę nazywa…
Joanna Sławińska: To może być kobieta albo i facet. W każdym razie ktoś, kto każdą rzecz wyolbrzymia, rozdmuchuje do wielkości słonia. „Tak jak ja to nie ma nikt”, „Całe życie wiatr w oczy”, „Masakra!!!”. A jak dopytasz, okazuje się, że tą potworną masakrą było stanie w korku. U takich osób maksymalne wychylenie emocji to norma, którą wyniosły z domu rodzinnego. Tam było dużo lęku, niepewności, bólu... Jedno z ich rodziców, mama albo tata, byli Królową Dram. To jest ich sposób na radzenie sobie z trudnościami.
Tylko te trudności to często nie są trudności...
Nie przekonasz Królowej Dram, że przesadza, że przecież stanie w korku nie jest końcem świata, zwłaszcza gdy nigdzie się nie spieszyła. Ona wcale nie chce prawdy czy potwierdzenia, że coś było masakrą w rzeczywistości. Ona chce zdobyć uwagę. Została na etapie dziecka. Kiedyś dostawała uwagę, gdy była chora, gdy coś się jej stało. Jako dzieci niewiele mamy możliwości na poradzenie sobie z trudnościami, najlepiej zawołać rodzica. Za to w dorosłym życiu trzeba sobie radzić inaczej. Jeśli będziemy ciągle opowiadać o naszych nieszczęściach, to znajomi na nasz widok zaczną mieć odruch wymiotny. Co często wcale nie daje Królowej Dram do myślenia.
Kiedy widzi brak zainteresowania, szuka nowych znajomych, opowiada jeszcze większą tragedię albo mówi: „Ty mnie nie rozumiesz” albo: „Ja jestem taaaka wrażliwa”. Nieprawda! Wcale nie jest wrażliwa, a ludzie na ogół bardzo dobrze ją rozumieją. Po prostu od dzieciństwa widziała to szarpanie, potem sama zaczęła wyolbrzymiać wszystko.
Jej układ nerwowy przyzwyczaił się do dużej dawki kortyzolu i teraz musi go sobie dostarczać w postaci dramatów. Inaczej nie czuje, że żyje. To jest tak naprawdę uzależnienie. Takie samo jak od alkoholu czy narkotyków. Często słyszę na warsztatach: „Czy ze mną jest wszystko w porządku? Przestałam czuć! Nie czuję skrajnych emocji!”.
Dlaczego święty spokój je przeraża?
Bo wtedy nic się nie dzieje, a u Królowych Dram musi się tyyyyyle dziać. Romantyczne komedie i inne filmy też robią złą robotę. Tam emocjonalne wybuchy, bieganie po ulicach w rozpiętych płaszczach oznaczają wrażliwość, prawdziwe uczucie, pełnię życia. To jest szkodliwe myślenie. Przyzwyczajamy się do skrajnych emocji i nie znamy stanu harmonii i spokoju. Jak jest za spokojnie, wywołamy awanturkę. Ciało domaga się narkotyku, kortyzolu. Nie tylko Królowe Dram tak mają. Każda z nas to zna. Królowe jednak opierają swoją tożsamość na nieszczęściach.
Jakie typy Królowych Dram spotykasz najczęściej?
Bardzo często są to osoby, które nurzają się w poczuciu winy. Wszyscy popełniamy błędy, szczególnie w relacji z dziećmi, ale ona popełniła NAJWIĘKSZE. „Byłam straszna, jak ja te moje dzieci skrzywdziłam”. Dalej krzywdzi te dzieci, bo jej nie ma w ich świecie; ona jest tylko w swoim świecie. Są też męczennice. One się taaaaak poświęcają. W tej kategorii jest sporo żon alkoholików.
Znasz te opowieści, jak ściągają tych zarzyganych mężów z ulicy, jak ich ratują podczas chlania, jak dają im kolejną szansę. Latami! Są głuche na to, że wspierają picie, a nie swojego męża. Gdy on idzie na terapię, przestaje pić, one nie wiedzą, co robić. On na trzeźwo nie chce być z męczennicą. Małżeństwa często się wtedy rozpadają. Słyszę potem na spotkaniach: „Niewdzięcznik!”, „On mnie tak wykorzystał”.
Osoba uzależniona od dramatu pozostała w tym samym miejscu, podczas gdy partner poszedł dalej. Normalne. Zdrowe. Jedynym sposobem uratowania związku jest, gdy osoba współuzależniona też podejmuje terapię, buduje swoją nową tożsamość. Są też ofiary. Świat, ludzie są przeciwko nim – zawsze. Często są to ofiary miłości. Wciąż zakochują się w kimś złym: „On mi taką awanturę zrobił!”. U Królowej Dramy musi się dziać. Tylko że zdrowy facet nie zwiąże się z taką kobietą.
Miałam koleżankę, która godzinami opowiadała mi o kłopotach w pracy, z tysiącem szczegółów. Pytałam, kim jest ten Nowak, co takiego konkretnie zrobił? Odpowiadała, że ona cierpi, a ja jej nie rozumiem.
No właśnie. Opowiadałam już o dziewczynie, która poszła do mamy, żeby powiedzieć: „Mamo, mam raka”. A mama na to: „A ja dziś mam takie wysokie ciśnienie”. Na początku warsztatów często następuje licytacja, która z uczestniczek jest najbardziej chora. Bardzo ciężko zrezygnować z roli męczennicy, ofiary. To wymaga głębokiej pracy nad sobą.