Ponieważ czują ten brak, ale nie wiedzą, którego rodzaju energii im brakuje, posilają się tą fizyczną, zawartą w kotletach i czekoladzie. Oczywiście na próżno. Energia psychiczna ma swoje specjalne źródła. Na przykład pieniądze. Mają one swoją wartość użyteczną, ale także służą temu, żeby ich właściciele dobrze się czuli, byli pewni siebie, mieli poczucie sensu, bezpieczeństwa, wiedzieli kim są i po co żyją. A co konkretnie sobie za te pieniądze kupią, to ma już mniejsze znaczenie – wiadomo, że ludzie bogaci kupują sobie masę rzeczy bezużytecznych: sedesy ze złota lub zegarki firmy Rolex.
Źródłem psychicznej energii bywa też sława – np. zwyciężanie, bycie lepszym od innych – właśnie po to się organizuje zawody sportowe. Następuje tu ciekawy transfer energii: zwycięża drużyna, której dany osobnik kibicuje – i to wystarcza, żeby energia zwycięstwa doładowała także jego. Ciekawe, że również wspomniana „spożywcza” energia, liczona w kilokaloriach, też w jakimś stopniu daje się przełożyć na psychiczną. Gdyby tak nie było, nie byłoby sztuki kulinarnej i całego zachwytu, jaki otacza dobre jedzenie.
Medium Coeli. Ciąg na karierę
Pora na astrologię. Główną strukturą, którą astrolog widzi na pierwszy rzut oka w horoskopie, są cztery punkty kardynalne horoskopu. Są to, na naszej ojczystej północnej półkuli, ascendent na wschodzie, medium coeli (MC) na południu, descendent na zachodzie i imum coeli na północy. Niektórzy ludzie mają w tych punktach planety, które są w tym położeniu dominujące, czyli odgrywają wielką rolę w osobowości i życiu tych osób.
Otóż punkty kardynalne grają kluczową rolę w tym, skąd dana osoba pobiera energię psychiczną, czyli która dziedzina życia jest dla niej głównym jej źródłem. Ludzie mający horoskopy, w których planety obsadzają śródniebie (MC), „ssą” energię, obrazowo mówiąc, z góry. Jako dzieci są łasi na pochwały i dobre stopnie dawane przez nauczycieli, na świadectwa z paskiem i wysokie miejsca na szkolnych olimpiadach.
W dorosłym życiu także idą wciąż „wyżej” i bliżej centrum. Cenią sobie wysokie stanowiska, pracę w wielkich korporacjach i w centralnych urzędach, podnieca ich urzędowa pompa, hierarchia, uroczystości, garnitury, ordery i uścisk dłoni prezesa. Zostają ministrami, profesorami, biskupami i generałami, albo kimś trochę tylko niższej rangi. Stolica zawsze bardziej ich „kręci” – czyli ładuje energią – niż prowincja. Przy tym od Warszawy bardziej energetyzujący jest Rzym lub Paryż, a jeszcze bardziej New York City.
Imum coeli. Tradycja i wampiry
Ludzie mający swoje główne planety w imum coeli, czyli „dole nieba”, energię psychiczną biorą ze swego pochodzenia, z rodziny, z przeszłości i z „korzeni”. Wynajdują herbowych przodków i pasą się ich tytułami. Wieszają portrety dziadów. Kochają swoje miasto, swoją wioskę i rodzinną ziemię. Kochają, czyli pobierają zeń psychiczną energię. Mają wiele dzieci. Chętnie obierają sobie jakieś archaiczne zawody: kowala, archeologa lub hodowcy koni.
Descendent. Bliskie osoby
Osoby mające silne planety w descendencie, siłę psychiczną biorą ze swoich partnerów. Ich energetycznym źródłem jest ich „ty”. Robią więc wszystko, żeby tych „ty” mieć jak najwięcej: organizują spotkania, kółka towarzyskie, wspólne wycieczki; podtrzymują kontakty – budują cały ten „klej”, który spaja ludzi. A także energetycznie podłączają się do swoich partnerów, zwłaszcza małżeńskich, co oznacza że niekiedy... wampirują na nich. To ciężki grzech; lżejszym bywa psychiczne uzależnienie się od bliskiej osoby.
Ascendent. Człowiek-orkiestra
Kto ma planety na ascendencie, ten energię bierze z siebie, ze swojego „ja”. Z jednej strony jest to piękne i wygodne: samemu być sobie własnym źródłem mocy, więc być kimś niezależnym od zwierzchników i ich ocen, od rodziny, od partnera... Ale żeby móc ze swego „ja” czerpać, trzeba to „ja” mieć odpowiednio duże, rozbudowane. Nic więc dziwnego, że ludzie ci najchętniej mówią o sobie, skupiają się na własnej osobie, chwalą się, puszą, autopromują... Oczywiście, mają też zalety: są oryginalni, twórczy, przedsiębiorczy, istna „jednoosobowa firma” albo właśnie „człowiek orkiestra”.
fot. shutterstock