Lęk a dar empatii
Kiedy się zakochujemy, powinnyśmy zsynchronizować się z naszym partnerem i stać się jedną synergiczną jednością, prawda? Do pewnego stopnia tak. W relacjach intymnych jesteśmy połączone z naszym partnerem przewodem energetycznym i tak zwanymi neuronami lustrzanymi, co oznacza, że współdzielimy z nim uczucia, nastroje, myśli, lęki i działania. Mimo że pochodzą one od jednego z partnerów, to drugi jest w stanie je wyczuć.
Na przykład możesz czuć się podenerwowana, gdy twój partner stresuje się w pracy, albo chichotać, gdy bliska ci osoba zaczyna się śmiać. Wynika to z naszej naturalnej zdolności do odczuwania empatii i odzwierciedla sposób, w jaki jesteśmy ze sobą emocjonalnie połączeni. U osób z lękowo-ambiwalentnym stylem przywiązania te rezonujące z innymi obwody nerwowe są często wysoko rozwinięte, ponieważ musiały one poświęcić ogrom czasu i energii na podążanie za rodzicami, którzy nie byli w stanie pozostać z nimi w stałym kontakcie.
Empatia to dar, który może stać się ciężarem
Empatię można zdefiniować po prostu jako naszą zdolność do wyobrażenia sobie, co czują inni, i to do tego stopnia, że możemy odbierać, a nawet czuć energię, nastroje i myśli innych osób. Bycie tak wrażliwą to prawdziwy dar. To sposób budowania więzi i pielęgnowania ich; dzięki temu jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Gdy jesteśmy empatyczni, umiemy współczuć, a inni czują się widziani, rozumiani i nieosamotnieni. W rzeczywistości to właśnie dzięki empatii jestem troskliwą terapeutką!
Ale nieujarzmiona empatia może stać się ciężarem. Jeśli nie stawiamy właściwych granic, możemy stracić rozeznanie co do tego, które uczucia są nasze, a które należą do naszego partnera. Możemy tak się w nich zapomnieć, że całkowicie stracimy kontrolę nad naszymi emocjami.
Dzieci z lękowo-ambiwalentnym stylem przywiązania stają się szczególnie wrażliwe na innych, aby czuć z nimi możliwie jak najbliższą więź. Chcąc przystosować się do braku spójności ze strony rodziców, stałyśmy się między innymi nadmiernie świadome uczuć. Całkowicie zrozumiałe jest więc to, że kiedy już wieku dorosłym przywiązujemy się do nowych osób, reagujemy w sposób, którego nauczyłyśmy się jako dzieci.
Chronimy się przed porzuceniem
Zdolność do oszacowania stanu emocjonalnego naszego współmałżonka lub partnera staje się sposobem ochrony przed porzuceniem. Stawanie się w pełni sobą nie oznacza jednak zablokowania naszej zdolności do wrażliwości czy empatii; chodzi o to, aby nauczyć się dbać również o własne potrzeby i wsłuchiwać się w nie, abyśmy jako kompletne jednostki były w stanie dzielić się sobą z innymi.
Kiedy wchodzimy w związek z pozycji niepewności i strachu, łatwo może nas przytłoczyć pragnienie, aby wiedzieć wszystko o człowieku, w którym się zakochujemy. Czy jest szczęśliwy? Czego potrzebuje? Czy kiedy mówi, że cię kocha, to faktycznie tak myśli? A może zaraz wyjdzie i nie wróci? W zalewie informacji o tym, co się dzieje z nim, coraz trudniej jest ci uzyskać dostęp do swoich stanów emocjonalnych i rozpoznawać własne potrzeby.
Można jednak nauczyć się pracować ze swoją wrażliwą i empatyczną naturą. W miarę nabywania doświadczenia i postępów w procesie uzdrowienia nauczysz się w pełni kochać innych, jednocześnie wyznaczając wyraźne granice. Oznacza to zrozumienie faktu, że twoje potrzeby są czymś odrębnym od potrzeb twojego partnera, a ich odczuwanie i wyrażanie jest ważną częścią zachowania równowagi. Kiedy zrozumiesz, że związki oferują bezpieczną przestrzeń do dzielenia się swoimi potrzebami, a także zaspokajania potrzeb drugiej osoby, będziesz w stanie zbudować głęboką więź sprzyjającą wrażliwości na uczucia innych, a to stanie się pomostem nie tylko do głębszej bliskości emocjonalnej z partnerem, ale także do większej, uniwersalnej miłości.
Zacznij od siebie, ale zadbaj o wsparcie
Wszystko zaczyna się od stworzenia niezachwianego połączenia ze światem wewnątrz nas samych. Kiedy na pierwszym miejscu stawiamy energetyczne zestrojenie z samymi sobą, możemy przenosić uwagę między potrzebami własnymi a naszego partnera. Instynktownie wiemy, kiedy poświęcić energię na związek, a kiedy nadchodzi czas, aby wycofać się do swojego wnętrza i uzupełnić własne zasoby energetyczne. Proces stawania się w pełni sobą polega także na uczeniu się, na jakich relacjach można się oprzeć i w których z nich można zyskać ufność, wsparcie i uzdrowienie.
Niezależnie od tego, czy jesteś teraz w związku, ważne, abyś miała przy sobie kogoś dostępnego emocjonalnie (może to być terapeuta, przyjaciel lub grupa wsparcia), kto może zapewnić ci zewnętrzne wsparcie, podczas gdy ty wykonujesz swoją pracę wewnętrzną. Zastanów się, kto w twoim otoczeniu (w przeszłości lub obecnie) może zaoferować ci tego rodzaju nieoceniającą i bezwarunkową pomoc. Poinformuj tę osobę, że być może czasem do niej zadzwonisz, aby porozmawiać o swoich doświadczeniach podczas przechodzenia przez proces uzdrawiania, czyli wewnętrzną transformację.
Wszystko w porządku!
Być może czytasz ten rozdział i myślisz sobie: „To wszystko brzmi świetnie, ale moim problemem jest to, że ciągle wybieram niewłaściwych ludzi”. Łatwo będzie ci wpaść w ten tok rozumowania, jeśli sparzyłaś się na serii związków, które okazały się całkowitą porażką, i trudnych rozstań. Ale zrzucanie winy za nieudane związki na to, że nie potrafisz dokonać wyboru właściwego partnera, jest niesprawiedliwe, ponieważ sugeruje, że po prostu źle oceniasz czyjś charakter. Tymczasem powód, dla którego znalazłaś się w tych związkach, ma wiele wspólnego z twoimi oczekiwaniami dotyczącymi miłości i bycia kochaną, które wyrosły na bazie głęboko zakorzenionych wzorców z dzieciństwa.
Przypadek Niny
Pracowałam kiedyś z Niną, trzydziestotrzyletnią singielką, lesbijką, która jako księgowa musiała mieć wszystko zapięte na ostatni guzik. Była tradycjonalistką i miała tendencję do unikania wszelkiego ryzyka. Przyszła do mnie po pomoc, mówiąc, że pociągają ją tylko „suki”, które ją zdradzają i czasami znęcają się nad nią emocjonalnie, stosując ghosting, kiedy najbardziej ich potrzebuje, i zostawiają ją na pastwę losu bez żadnych wyjaśnień.
Po rozmowie i przeanalizowaniu swoich uczuć Nina była w stanie dostrzec, że interesują ją buntownicze i beztroskie kobiety, ponieważ czuje, że jej samej brakuje tych cech. Wykonała kawał dobrej roboty wewnętrznej i odkryła, że to rodzice stłamsili w niej wolnego ducha, ponieważ nie tolerowali jej radości i chęci odkrywania świata.
Kiedy powoli zaczęła odblokowywać te utracone w dzieciństwie cechy, zaniepokoiła się, że jeśli będzie choć odrobinę bardziej otwarta, nikt jej nie pokocha. Przepracowując tę obawę, zaczęła podejmować nieco więcej ryzyka. Zapisała się na zajęcia z tańca nowoczesnego i odświeżyła garderobę, aby wyrazić swoją prawdziwą naturę: zamieniła zapięte pod szyję koszule typu Oksford na szykowny artystyczny styl. Zrobiła sobie nawet mały tatuaż w kształcie księżyca. Zaczęła więcej mówić podczas sesji, a nawet po raz pierwszy wyraziła zdrowy gniew. Wszystko to doprowadziło ją do zakwestionowania własnego systemu przekonań na temat tego, jak „powinna” prezentować się światu. Wkrótce odkryła, że pociągają ją miłe i stabilne emocjonalnie kobiety, i weszła w swój pierwszy od wielu lat poważny związek.
W związku dwie osoby wybierają sie podświadomie
Jeśli podobnie jak Nina masz za sobą serię relacji, które boleśnie się dla ciebie zakończyły, nie oznacza to, że po raz kolejny dokonałaś niewłaściwego wyboru. W każdym związku to dwie osoby podświadomie z jakiegoś powodu wybierają siebie nawzajem. Jedyne, co z tego wynika, to że masz po prostu do wykonania więcej pracy nad sobą. Musisz dowiedzieć się więcej o tym, kim jesteś, czego potrzebujesz i co wymaga uzdrowienia w twoim wnętrzu. Kiedy patrzymy na nasze związki z czarno-białej perspektywy: „dobry” albo „zły”, „odpowiedni dla mnie” albo „nieodpowiedni dla mnie”, nie dostrzegamy wciąż naszej własnej roli w biegu spraw.
W moim związku z byłym mężem czułam się jak ofiara swojego nieszczęśliwego małżeństwa, jakby wszystko mi się przytrafiało i jakbym nie miała żadnej kontroli nad sytuacją. Ale kilka lat po rozwodzie, zamiast ciągle szukać lekarstwa na moje złamane w innych związkach serce, postanowiłam zajrzeć w głąb siebie. Stawiłam czoła samotności. Na nowo odkryłam przyjaźń i relacje, które wsparły mnie, gdy odzyskiwałam poczucie własnej wartości.
Ty również masz okazję spojrzeć w głąb tego, co nieświadomie każe ci przywiązywać się do ludzi, którzy podsycają twój niepokój i spychają cię w spiralę paniki przy pierwszych oznakach problemów. Śmiało można stwierdzić, że nasze niezdrowe romantyczne relacje stanowią jedne z najcenniejszych życiowych lekcji. Z tego punktu widzenia każdą kłótnię lub wstrząsające rozstanie można postrzegać jako drogowskaz, który mówi: „Zatrzymaj się, by się wyleczyć”.
Kogo spotykasz na życiowej drodze?
Dopóki chcemy obserwować i wyciągać wnioski, w każdej relacji możemy znaleźć głębokie znaczenie. Naprawdę wierzę, że każdy, kto staje na naszej drodze życiowej – w tym także członkowie rodziny, przyjaciele, nauczyciele, współpracownicy, a nawet ludzie, których znamy tyko z mediów społecznościowych – ma nam do przekazania jakąś cenną lekcję. Musimy tylko otworzyć się na jej przyjęcie. Chociaż dzięki interakcjom z innymi posuwamy się dalej w naszej odkrywczej podróży, to wcale nie musimy być aktualnie w związku, aby zacząć uświadamiać sobie, jak stać się w pełni sobą.
Czasami łatwiej jest rozpocząć swoją uzdrawiającą podróż w sytuacji, kiedy znajdujemy się w fazie przejściowej pomiędzy dwiema intymnymi relacjami, ponieważ musimy sami wykonać tę pracę, a pragnienie dokonania tego powinno pochodzić z naszego wnętrza. Co więcej, nie zmusimy nikogo, aby rozpoczął tę podróż z nami.
Możemy naszego partnera o to poprosić, ale nie powiemy mu przecież: „Posłuchaj, uczę się, jak się uleczyć, i ty powinieneś zrobić to samo. Masz tyle samo problemów co ja i to wszystko nie zadziała, jeśli i ty nie weźmiesz się do roboty”. Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie związków, żeby wyobrazić sobie dalszy przebieg tej rozmowy.
Gdy wykonasz pracę wewnętrzną, zmieni się świat
Ostatecznie jesteś odpowiedzialna za siebie i tylko za siebie. Zdziwisz się, jak bardzo poprawią się twoje obecne i przyszłe relacje, gdy przejmiesz inicjatywę i wykonasz własną pracę wewnętrzną. Może się to wydawać banalnie proste: ulecz swoje własne rany emocjonalne, a twój związek natychmiast w magiczny sposób zamieni się w idealny, bajkowy romans, o jakim zawsze marzyłaś.
Jednak musimy również pozostać realistkami. Po pierwsze, nie ma związków idealnych. Bez względu na to, jak silne poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego osiągniesz, to i tak od czasu do czasu będziesz się kłócić z partnerem. Udany związek nie polega na tym, że nie ma w nim żadnych problemów. Przeciwnie, o tym, że związek jest zdrowy, świadczy to, jak sobie radzicie z pojawiającymi się konfliktami.
Praca wewnętrzna to praca duchowa
Wiele osób odkrywa, że praca wewnętrzna ma wymiar duchowy. Ostatecznie może się okazać, że zestroisz się energetycznie z uniwersalnym źródłem miłości i wsparcia o wiele bardziej niż kiedykolwiek przypuszczałaś i zaczniesz dostrzegać, że ma to odzwierciedlenie w jakości wszystkich twoich relacji. W końcu miłość występuje w wielu formach: do siebie, do partnera, Boga, a nawet do wszystkiego, co istnieje.
Kiedy postanawiasz budować zdrowe relacje romantyczne, bez wątpienia wstępujesz na ścieżkę, która może cię doprowadzić do duchowej transformacji. Być może stanie się ona tak znaczącą podróżą, że wykroczy daleko poza znalezienie partnera, z którym można stworzyć dom czy zaspokoić codzienne potrzeby. Wychodząc z pozycji wewnętrznej stabilności, widzimy, że nasze relacje mogą być drogą do zrozumienia siebie jako istot duchowych połączonych ze wszystkim, co istnieje.
fot. shutterstock