70-letni mężczyzna pojawił się w klinice z ostrym bólem stóp. Na pierwsze zajęcia z medytacji mindfulness wjechał na wózku inwalidzkim. Powiedział zebranym, że ból jest tak straszny, że ma ochotę odrąbać sobie stopy. Nie rozumiał, co może mu dać medytacja, ale cierpiał tak bardzo, że gotów był spróbować i tego. Przez następne tygodnie z niezwykłą determinacją pracował nad swoim bólem. W końcu przyszedł na zajęcia o kulach, a wreszcie używał już tylko laski. Po ośmiotygodniowym programie stwierdził, że choć ból całkiem nie minął, zmieniło się jego nastawienie do niego.
Mindfulness. Żeby złagodzić cierpienie
Inny pacjent trafił do kliniki z bólem kręgosłupa. Podczas badania elastyczności był bardzo zesztywniały, nogi miał twarde jak skała. Nie potrafił się odprężyć. Musiał się tego dopiero nauczyć. Kiedy zaczął medytować i był w stanie zrelaksować się, mięśnie jego nóg odzyskały właściwe napięcie.
Był rok 1979, kiedy Jon Kabat-Zinn, biolog molekularny i terapeuta, opracował pierwszy program medytacji uważności – Mindfulness-Based Stress Reduction (MBSR). Wykorzystywał w nim techniki medytacyjne, które wywodziły się z tradycji buddyjskiej. Zwrócił się do lekarzy w szpitalu akademickim, żeby kierowali do niego tych, którzy borykają się z chronicznymi schorzeniami. Po dziesięciu latach doświadczeń w klinice medycznej przy Uniwersytecie Michigan, zwanej również kliniką stresu, i po czterech tysiącach pacjentów napisał w książce „Życie, piękna katastrofa”:
„Ludzie, którzy wyruszają w tę ośmiotygodniową podróż, próbują odzyskać kontrolę nad swoim zdrowiem. Przybywają do kliniki z powodu najrozmaitszych problemów medycznych – od bólu głowy, chronicznego bólu pleców, nadciśnienia, zaburzeń snu, napadów paniki, schorzeń skóry, chorób serca, płuc, raka czy AIDS. Wielu jest po wieloletniej bezskutecznej terapii medycznej i nie wie, do kogo jeszcze może się zwrócić o pomoc. W klinice uczą się, jak o siebie zadbać. Nie jest to coś, co ma im zastąpić terapię medyczną, ale co ma ją istotnie uzupełnić. Po ośmiu tygodniach, kiedy program się kończy, każdy, nawet postronny obserwator, widzi różnicę”.
Co to jest mindfulness?
Gdyby ktoś niezorientowany zajrzał na zajęcia do kliniki stresu, zobaczyłby grupę ludzi, która siedzi albo leży na podłodze bez ruchu w ciszy, z zamkniętymi oczami. Trwa to od dziesięciu do nawet czterdziestu minut. Bez przerwy. Nic się tam nie dzieje? W pewnym sensie tak. Ale jest to bardzo bogate i złożone NIC. Ci wszyscy cierpiący ludzie pracują na swoje zdrowie. Ćwiczą… nicnierobienie. Aktywnie dostrajają się do każdej chwili, starając się zachować świadomość oddechu i doznań płynących z ciała. Ćwiczą uważną obecność. Przestają robić cokolwiek, nie próbując niczego zmieniać, na nic się nie silą.
Mindfulness to forma medytacji, a mówiąc najprościej to świadomość bieżącej chwili. Pielęgnuje się ją przez koncentrację na tym, co jest w danym momencie w ciele, w umyśle – bez oceniania tego, z pełną akceptacją. To rodzaj leczenia zakładający, że czynniki umysłowe i emocjonalne, czyli sposób, w jaki myślimy, czujemy i zachowujemy się, mogą mieć znaczący wpływ – dobry lub zły – na nasze zdrowie fizyczne i zdolność do uporania się z chorobą.
Zajęcia uważnej obecności to nauka, jak „wstrzymać robienie” i przejść „w stan istnienia”, nauka zwolnienia obrotów i pielęgnowania w sobie spokoju i samoakceptacji. Potrzeba do tego obserwowania umysłu w danej chwili, spostrzegania własnych myśli i żegnania ich, by nas nie angażowały i nie kierowały nami. Zwykle znaczną część czasu i energii pochłania nam sięganie do wspomnień, żałowanie tego, co się stało, przewidywanie, planowanie, niepokojenie się, fantazjowanie o przyszłości, o tym, czego byśmy chcieli, a czego nie. Umysł wtedy prawie w ogóle nie angażuje się w to, co jest tu i teraz, w teraźniejszość.
Jak wyjaśnia Tomasz Kryszczyński, autor książki „Mindfulness znaczy Sati – 25 ćwiczeń rozwijających mindfulness”, medytacja uważności jest przepełnioną akceptacją tego, co w danym momencie pojawia się w doświadczeniu. Akceptacją, która nie ma nic wspólnego z biernością. Jest świadomością, która daje pomocny w życiu dystans – pozwala poczuć, że myśli to tylko ulotne zjawiska.
Mindfulness zmniejsza ból, depresję, stany zapalne
MBSR praktykuje już kilkaset klinik i szpitali. Ta forma medytacji jest też najlepiej przebadana naukowo i nikt nie kwestionuje korzyści, jakie przynosi. Nie powstała, aby leczyć, lecz jest wiele badań pokazujących jej przydatność w procesie przywracania zdrowia. Naukowcy Daniel Goleman i Richard Davidson opisali je w książce „Trwała przemiana – co nauka mówi, jak medytacja zmienia twoje ciało i umysł”.
Już ośmiotygodniowy program MBSR był bardzo skuteczny w zmniejszaniu odczuwanego bólu reumatycznego czy wywołanego zwyrodnieniami bioder, kolan, kręgosłupa. Znaczącą poprawę przynosi też mindfulness u pacjentów z fibromialgią, łagodząc takie objawy tej choroby, jak ból mięśniowo-stawowy całego ciała, towarzyszące uczucie przewlekłego zmęczenia czy wrażenie sztywności. U pacjentów praktykujących medytację uważności przez 35 minut dziennie zaobserwowano obniżenie poziomu cytokin, które wywołują stan zapalny skóry w łuszczycy – pierwsze efekty pojawiły się już po trzydniowej sesji, a przy długiej praktyce utrwalały się.